piątek, 13 maja 2016

Koncerty, czyli wyzwolenie duszy muzycznej.



Idę ulicą. Słyszę znajome dźwięki. Biegnę w kierunku źródła pokarmu mej duszy. Jest coraz bliżej... Już rozpoznaję tekst utworu, przy którym zawsze się wzruszam. Co usłyszę jako następne? Kawałek, z którym się utożsamiam? A może coś, co wprawi mnie w jeszcze większą euforię. Widzę go... to mój idol! I nagle...

Nagle się budzę. Śnię, marzę... Zatracam się w myślach, układam idealne scenariusze z moim marzeniem w roli głównej. W niektórych przypadkach fantazja związana z koncertem jest niemożliwa, ponieważ zespół rozwiązano wieki temu bądź muzycy nie żyją. Na szczęście muzyka jest wiecznie żywa! Niezależnie od tego, czy słucham danego utworu po raz pierwszy bądź setny - zawsze robi na mnie takie samo wrażenie. Wyzwala we mnie wewnętrzne emocje, które dostają się na zewnątrz pod postacią gęsiej skórki.

Czy tym razem również w mej wyobraźni pozostanie jedynie wizja stania oko w oko z moim idolem?
Nie tym razem.

Pięćdziesiąt dni. Dokładnie tyle dzieli mnie od szczęścia.
2.07.2016 r. Black Sabbath w Polsce.

Bilety wyprzedano w okamgnieniu, jestem przeogromnie dumna z siebie, że udało mi się "złapać" wejściówkę na Golden Circle, czyli jak wiadomo -  miejsce najbliżej sceny. Już za 50 dni będę otoczona miłośnikami tego samego zespołu, bratnimi duszami. 

Uwielbiam ten przedkoncertowy klimat: Emocje rosną wraz z każdą minutą zbliżającą się do godziny koncertu; mam wrażenie, że serce za chwile ucieknie mi na zewnątrz; wokół mnie są ludzie interesujący się tym samym zespołem; zacieśnianie więzów, integracja z innymi; wspólne skandowanie nazwy zespołu; czas trwa wieki. 

A gdy nadchodzi czas koncertu... 
No właśnie, jak zwykle reaguję? 

Nieraz zdarzyło się tak, że zapomniałam, jak się oddycha... widok moich ulubionych muzyków (Metallica) zaparł mi DOSŁOWNIE dech w piersi; innym razem widok zespołu (Black Label Society / Slash) sprawił, że łzy lały się strumieniami, totalna euforia.

Takich doznań życzę każdemu fanowi, który ma szansę spełnić swoje koncertowe marzenie.

Nie mam pojęcia, jak zareaguję już 2. lipca. 
Mam jedynie nadzieję, że nie zasłabnę podczas koncertu... 

6 komentarzy:

  1. Zazdroszczę GC, ja na mojego idola mam tylko płytę A :C

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To nic, muzyka będzie Cię otaczać ze wszystkich stron, bliżej, dalej - nieważne - klimat jest wszędzie!;)

      Usuń
  2. Ostatnio miałam okazję być na koncercie IRY, było super extra hiper! Żałowałabym gdybym nie poszła :)

    http://aleksandramakota.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  3. Co prawda, nie jest to mój klimat, ale jestem przekonana, że będzie to niezapomniane przeżycie.
    Miłego koncertu! :)

    napolceiwsercu.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń